Ostatni film pirate movie production to jedna z najważniejszych produkcji tego roku. Naszą polską dumą jest, że ma cały swój part w nim Polak - Wojtek Pawlusiak. Jego part wcale nie odstaje od reszty, czyli takich osób jak Gigi Ruf. Poniżej zdanie relacji z wyjazdu i nagrań napisane przez Wojtka. Dzięki Wojtek!
Teskst:Wojtek "Gniazdo" Pawlusiak
Po powrocie z tripu po Kanadzie, Basti i Flo dostali maila od kolegów z Rosji, że u nich warunki są jeszcze w miarę dobre. Ale nie w Moskwie, jak myśleliśmy, tylko w mieście Kirov, oddalonym około 1000 km (!) na północny wschód od Moskwy. Nikt z nas długo się nie zastanawał, tylko zaczęliśmy załatwiać wizy i już tydzień później byliśmy na miejscu. Do Kirova wybraliśmy się w składzie: ja, Kalle Ohlson, Sami Luhtanen, Basti Balser i Maurinio Castellani (kamera) oraz Carlos Blanchard (aparat). Ja i Sami polecieliśmy samolotem prosto do Kirova, a reszta przyjechała do Moskwy dwiema wypożyczonymi Hondami. Kirov to pracownicze miasto - są tam same fabryki i blokowiska, więc trzeba było jechać daleko na obrzeża miasta, żeby znaleźć jakieś domki jednorodzinne.
Dzięki tym industrialnym klimatom, spotów w Kirovie znaleźliśmy całkiem sporo, ale niestety warunki nie były tak optymalne, jak zakładaliśmy i trochę nas ograniczały. Staraliśmy się wybierać najlepsze opcje, pod kątem ilości śniegu i wyglądu miejscówki. Opuszczony dom był chyba najfajniejszą z nich, bo każdy z nas znalazł tam opcję dla siebie. Drugim spotem był kort tenisowy, gdzie sesja odbywała się bez przeszkódi każdy zrobił fajne triki. Mnie też bardzo się spodobał długi drewniany rail, na którym zrobiłem bs nosepressa. Jak wspomniałem, w czasie naszego pobytu w Kirovie warunki śniegowe nie były najlepsze. Dodatkowo, na początku było bardzo zimno, dlatego mieliśmy dużo kucia lodu, natomiast pod koniec śnieg topniał w szybkim tempie, więc musieliśmy sobie niektóre zaplanowane miejscówki odpuścić.
Scena snowboardowa w Kirovie nie jest duża. Prawdopodobnie nikt z mieszkających tam ludzi nigdy nie miał możliwości spotkać takich jak my, więc nic dziwnego, że robiliśmy sporo zamieszania, gdziekolwiek tylko sie pojawialiśmy. Oględnie mówiąc, po prostu wyglądaliśmy dziwnie, jak na miejscowe standardy. Ludzie byli wobec nas bardzo nieufni i podejrzliwi. Nawet w supermarkecie zawsze chodziła za nami ochrona. Spotkaliśmy się z wieloma dziwnymi: na przykład gość walący kupę pod naszym balkonem (czyżby motyw z "Dnia świra"?), czy totalnie naprana ekipa, która przyszła nam z pomocą w przygotowaniu spotu. Bardzo podobała mi się też akcja, gdy podczas pracy nad miejscówą nagle pojawił się szef ochrony i powiedział, żebyśmy wyp.....lali. Po czym, gdy usłyszał, że nie mówimy po rosyjsku, całkiem sprawnie w języku angielskim zażądał 2000 rubli i pozwolił nam jeździć do woli, przynosząc herbatę i ciasto oraz udostępniająć budkę parkingowego, bo tego dnia było bardzo zimno. A skoro jesteśmy przy jedzeniu, to muszę przyznać, że to miejscowe mi bardzo smakowało - w sumie było bardzo podobne do naszego polskiego. Jedliśmy super tanio w food courtach, czyli takich polskich stołówkach. Generalnie trip kozak! Bardzo polubiłem Rosję i tamtejsze kilmaty, na pewno tam wrócę.